Po Edwardzie Moskalu był tym Polakiem na Uchodźstwie, który przeciwstawił się W.A.S.P.-owskiemu Złu zniewalającemu Świat, a szczególnie Nasz Naród. W swoich rezydencjach w Urugwaju i na Teneryfie integrował polską elitę...

Właśnie się dowiedziałem od jednego ze współpracowników, że Pan Prezes nie żyje...

Lider narodowców - Ludwik Wasiak, Prezes Stronnictwa Narodowego (im. D.R.) poznał Jana Kobylańskiego na imprezie w Radio Maryja. Był w mundurze SN, co go bardzo jednoznacznie określało. W takim samym mundurze przed wojną chodził Ojciec Jana Kobylańskiego. Tak się poznali. Pan Jan podszedł i zagadał. Uradowało się serce polskie, że wśród agentury kłębiącej się wokół Ojca Rydzyka są nasi, niekłamani polscy działacze endeccy. Zaprosił Ludwika Wasiaka do Urugwaju, wtajemniczył w swoje sprawy światowe i został wtajemniczony w sprawy endeckie bieżące, krajowe. I tak się pokochali. A dzisiaj Pan Jan nie żyje już...

Widziałem kiedyś Dwór Króla Polskiego. Nie, nie cały i nie przez cały czas. Widziałem fragment, przez moment. Widziałem jak polska elita garnie się do Pana Króla, jak wyraża swoje dążenia i pomysły, jak się porządkuje. Niezwykły widok. Zachwycający. Widziałem Króla dzielącego się z Polakami swoim dorobkiem, myślą i polityczną intuicją. Wyciągnąłem kamerę i co mogłem sfilmowałem, żeby była pamiątka. Żeby Lud w Polsce i rozsiany po całym świecie widział i wiedział - co znaczy mieć Pana, Króla...


Widziałem Króla wymierzającego sprawiedliwość Wrogom Ojczyzny... tutaj mam na myśli procesy jakie Pan Jan Kobylański wytoczył antypolakom w Warszawie. Obserwowałem je i miałem radość w sercu. Uśmiecham się dzisiaj na samą myśl.

A dzisiaj się dowiedziałem, że Pan Prezes nie żyje. Umarł...

/-/ Eugeniusz Sendecki